wtorek, 9 czerwca 2015

Miniaturka 17 - pożar


Jechaliśmy na wakacje. Ja, mój najukochańszy mąż, Draco, nasze pierwsze dziecko - 3 letni Damon oraz nasi rodzice. Draco prowadził. Wyjechaliśmy do lasu. Siedziałam obok Damona i głaskałam małego po główce. Nagle Draco  zahamował bus. Las się palił. Dosłownie. Pożar. Na nasze nieszczęście nie dało się zakręcić busem. Musieliśmy uciekać pieszo. Od razu wypięłam Damona z fotelika. Nagle tuż przed nami upadło pałace się drzewo. Wszyscy wysiedliśmy. Było gorąco od ognia. Wzięłam syna na ręce. Ledwo widziałam, czy ktokolwiek za mną idzie. Słyszałam krzyk mojej matki. To było przerażające. A potem jeszcze słyszałam jak Draco wołał, żebym uciekała. Gdy już byłam za linią lasu, uświadomiłam sobie, że nikogo za mną nie ma. 
- Draco! Mamo! Tato! – krzyczałam, ale płuca nie pozwalały mi na więcej. Zaczęłam płakać. Słyszałam jak las płonie. Nie mogłam wejść z powrotem, bo już nie było nic widać. Tylko ogień. Damon również płakał. Wyczuł, że źle się dzieje. Usiadłam i poczułam coś ciężkiego w kieszeni. Telefon! Szkoda, że nie różdżka. Zadzwoniłam na 112 
- Pomocy! Las się pali! Są tam ludzie! Pomocy!- krzyczałam zapłakana. 
- Proszę się uspokoić, gdzie pani jest?
- Nie wiem... Moj mąż prowadził... Ale pali się wielki obszar lasu! Aaaaa.... Ratunku!!! – krzyczałam, po czym zaczęłam biec coraz dalej od lasu. Błagalne prosząc o pomoc. Biegłam ze łzami w oczach i Damonem na rękach. Co, jeśli ich straciłam? Boże! Ratuj! Damon zaczął trząść się ze strachu. Ja również, dopóki nie zobaczyłam świateł nadjeżdżających. Upadłam na jezdnie i błagałam, żeby mi pomogli. Karetka i policja zatrzymała się przy mnie, a strażacy pojechali do ognia. Widziałam jak kilku weszło w ogień. Bohaterzy. Żeby ich znaleźli! Ktoś zabrał mi Damona, więc zaczęłam się drzeć – „To mój syn! Jedne, co mi zostało! To mój syn!”. Po chwili płakaliśmy razem w karetce. Mieliśmy lekko poparzone dłonie i byłyśmy niedotlenieni. Ale co z moją rodziną? Co z nimi ? Pytałam każdego... Nie chcieli mi odpowiedzieć. Mogłam jedynie tulić Damona jak przytulankę i mówić mu, że nic się nie stało i ze zaraz wszyscy wrócą, ale tym próbowałam uspokoić tylko siebie. Płakaliśmy wtuleni w siebie, aż do pogrzebu i po pogrzebie też. Wszyscy zginęli... Zostaliśmy sami... Najgorsze, że Damon będzie to pamiętał... Ten wielki ból i strach... Zapach gumy zawsze będzie nam się źle kojarzył. A Damon zostanie do końca życia w moich objęciach strachu i rozpaczy po bliskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz