Smutno mi ze muszę to zrobić. Ale cóż. Dziś jest ten dzień. Koniec z wolnością. Koniec z marzeniami. To ten dzień gdy wszystko sie skończy i zacznie na nowo. To dziś wyjdę za Rona. Nie chce tego. Nigdy nie chciałam. Zdradzał mnie a ja jego. Nigdy sie nie kochaliśmy. Wiec tal naprawdę nie zdradziliśmy. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo i nic więcej ale dziś to sie zmieni. Wyjdę za niego i będę jego żoną on mnie będzie kochał a ja jego. Tak jak powinno być. Tak sie stanie. Stojąc przed lustrem widzę kobietę o ślicznych rysach twarzy, w pięknej białej sukni i z bukietem najpiękniejszych róż w rękach. Brakuje tylko uśmiechu na twarzy. Ale on zaraz wkradł mi sie na twarz gdy tylko Ginny wieszał do pokoju.
-Wyglądasz ślicznie Hermionko ! - zapiszczała jak najprawdziwsza druhna powinna.
-Dziękuje - i uśmiech nie zszedł z twarzy. Tak jak powinno być. Gości sie zebrali wszyscy gotowi. Tylko w mojej głowie sie kotłuje. Czemu ja to robię ? Ale zaraz przypominam sobie o przysiędze jaką złożyłam. Wyjdę za niego i nigdy go nie opuszczę tak jak powinna zrobić najprawdziwsza żona. Tylko ze przy tej przesiedzie nie wiedziałam co robię. Przysięgając to umierającej Molly nie wiedziałam co sie stanie puzniej. Ślub. Obiecałam umierającej kobiecie. Ron powiedział ze mnie kocha. Jak go tez. Ale nie tak jak kochałam go. Innego. Przystojniaka. Molly umarła z uśmiechem na twarzy takim samym jak ja idę do ołtarza. Goście patrzą tylko na mnie. Wiem co robić. Uśmiechać sie. Ale ten uśmiech jest sztuczny. Pamietam jąk kochałam innego i tym uczuciem próbuje przez całą drogę do ołtarza obdarzyć Rona. Niestety. Miłość odchodzi gdy ja sie zbliżam. Wreszcie staje przy Ronie i dziękuje za komplement. Nie jestem szczęśliwa ale wiem ze Molly jest a to jest najważniejsze. Ginny, Harry, Molly i Ron to osoby które uszczęśliwie mowić tak. Nikt nie pomyślał o mnie ale to sie nie liczy. Jestem skłonna oddać swoje życie dla nich. Dlatego to robię. Chce żeby byli szczęśliwi. Ronowi dam szczęście w domu, Harry i Ginny bedą zadowoleni ze ślubu a Molly z tego ze jej syn dobrze wybrał. Jednak gdy nadchodzi ten ważny moment. Pytanie. Czy tego chcesz. Ron sie wacha. Tak samo jak ja. Długo i porządnie. Tak czy nie ? Nie kochamy sie. Jesteśmy najlepszymi przyjacolmi i robimy to dla rodziny. Jesteśmy razem. Musmy to zdobić i wtedy z jego ust pada tak. Moja kolej. Pomyślimy. Myślałam o tej chwili całe życie. Chciałam żeby na miejscu Rona stał kto inny. Ten co mnie kocha. Ale Ron to odpowiednia osoba dla mnie. Odpowiednia. Szykuje sie do powiedzenia tego ważnego słowa. I wtedy.... Dzieje sie coś czego nikt sie nie spodziewa. Do kościoła wpadają zakapturzone postacie. Słyszę krzyki, wszyscy wyciągają różdżki. A gdzie ja mam swoją ? Nie wzięłam jej . Została w moim apartamencie. Ron nagle spoważniał wyciągnął broń i zaczął mnie bronić. Bardzo sie zdziwiłam przed kim. Stała tam cała gwardia Voldemorta. Ludzie którzy nie dali żyć Molly. Tyle osób zabili a teraz wyciągnęli różdżki na nas. We mnie bezbronna i oszołomiła. Wszystko działo sie tak szybko ze nie zauważyłam kiedy ktoś pchnął mnie na bok i biorąc za rękę teleportował.
Nie wiem kto gdzie ani dlaczego. Nic nie pamietam. Wiem ze miałam coś zrobić ale tego nie zrobiłam. Pamietam tylko Molly. I jej uśmiech. Gdy odchodziła. Nie wiem kim była . Ni wiem co dla mnie znaczyła. Wiem ze jestem w jakimś lochu. Wiem ze mam 23 lata. Wiem ze mam na imię Hermiona. Nazwiska nie pamietam. Nie wiem gdzie ostatnio byłam ani dlaczego sie tam bylam ale wiem ze ktoś mnie uratował z jakiej bitwy. Nie wiem kto był. Wiem ze zaraz umrę. Wiem ze sie boje Voldemorta. Wiem ze zaraz mnie zabije ale muszę być silna. Nie wiem dlaczego gram silna. Wiem ze stojąc w sali otoczona ludźmi w czerni wiem ze umrę. Gdy zielone światło trafia we mnie próbuje sie uśmiechnąć tak jak to zrobiła Molly. Tak jak to zrobiła molly. Umieram z uśmiechem molly na twarzy tak jak jej obiecałam. Obiecałam jej uśmiech.
-/-/-/-/-/-/-2-/-/-/-/-/-/-/-/
Umarła. Nie zdążyłem jej uratować. Chciałem. Próbowałem.
Jestem draco malfoy i zakochałem sie w szlamie i wrogu. Tak bardzo sie kochaliśmy a ona miała wyjsć za kogoś kogo nie kocha. Tak samo jak ja. Jestem żonaty. Nie kocham jej. Nidy w życiu nie będę z nią szczęśliwy ale z Hermioną mogłem być. Niestety. Nie udało mi sie jej uratować. Płakałem. Tak jak nie powinnienem pokazywać uczuć, płakałem.
Nigdy już nie zobaczę jej uśmiechu. Jej cudownego uśmiechu. Żałuje. Żałuje ze to nie ja przerwałem ślub i powiedziałem nie. Żałuje ze nie wyznałem jej mojej miłości. Żałuje ze nigdy jej nie zadałem pytania czy ona tez mnie kocha. Teraz nawet sie nie dowiem czy mnie kochała. Jestem beznadziejny i żałuje tylu życzy. Jej uśmiech to najwieksza strata. Nigdy już nie będzie mogła prowadzić biblioteki jak to marzyła. Ja marze o niej. Całe życie marże o mojej jedynej prawdziwej miłości. O hermionie i jej uśmiechu. Uśmiechu prawdziwej radości. Wtedy zapominaliśmy o Voldemorcie o wszyskich złych rzeczach. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Gdy sie uśmiechnęła cały świat wydawał sie szczęśliwszy. Uśmiech hermiony gdy umierała widzę do dziś. I ten uśmiech będzie mi towarzyszył całe życie.
Mam nadzieje ze sie podoba !
Pozdrowienie od Love Santie!!!
Kocham was wszystkich!!!
A i jak komuś sie coś nie podoba to proszę zostawcie mnie w spokoju. Pisze bo lubię a ze robię to źle to już moj problem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz